poniedziałek, 26 października 2015

Życie Pi (Life of Pi) - Ang Lee

 

Życie Pi 3D (2012)

gatunek: Dramat Przygodowy
produkcja: USA, Wielka Brytania, Tajwan
premiera: 11 stycznia 2013 (Polska) 28 września 2012 (świat)
reżyseria: Ang Lee
scenariusz: David Magee




Na książkę trafiłem zupełnie przypadkowo jakiś rok wcześniej. Nie znałem autora, ani twórczości. Powieść urzekła mnie swoją aurą. Mimo ekstremalnie trudnego tematu, traumatycznych przeżyć bohatera i wszechogarniającej niewiarygodności zdarzeń – książka na swój dziwnie ciepły, eterycznie duchowy klimat. Lektura pochłonęła mnie bez reszty, nie tylko z powodu ciekawości o losy bohatera, lecz głównie z powodu wszczepionego na wstępie przesłania : „po usłyszeniu tej historii – uwierzysz w Boga”
Fabuła: niby prosta – młody, kilkunastoletni chłopiec po katastrofie statku którym płynął z całą rodziną, ląduje tratwie ratunkowej z zebrą, hieną, orangutanem i …. tygrysem bengalskim.
Ale opowieść ta nie ma nic wspólnego w Księgą Dżungli. Nie ma w niej wesołych przygód, ale jest ogrom, naprawdę ogrom cierpienia, bólu, nadziei, wiary i … jeszcze raz cierpienia…
Ta powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Opisy poszczególnych etapów relacji między Pissinem Patelem a Richardem Parkerem (tak nazywa się tygrys), są proste, a jednocześnie bardzo wymowne i dosadne.

A film?

Cóż… zazwyczaj jestem bardzo rozczarowany widząc kolejne nieudane ekranizacje. Wiem, że obraz ma wiele ograniczeń i że najlepszy operator i najdroższe efekty FX nie zastąpią wyobraźni, ale większość prób, jest jedynie mizerną próbą nakreślenia widzowi ram danego dzieła literackiego.
Ten film taki nie jest! Jest tak samo ciepły i eterycznie duchowy jak książka! Oczywiście wiele wątków książkowych jest u jedynie chwilowo i pobieżnie nakreślonych, ale uważny widz, szybko poukłada sobie wszystko w dość niesamowitą opowieść o Bogu, wierze, i nie zawsze symbolicznym losie jednostki na oceanie zmiennego losu!
Film nie powala efektami, nie wciąga obrazem (może poza kilkoma scenami) – daje za to historię przy której nie sposób zadać sobie serii pytań o nasz własny los. O naszą postawę wobec religii. 

Czy uwierzyłem?
Nie! Ale na pewno film ten (czy wcześniej książka – którą polecam równie gorąco) dał mi wiele godzin rozważań nad moim życiem, za co autorom bardzo dziękuję!

Minusy?
Owszem - żenująca część rozmów między redaktorem a dorosłym Pi opowiadającym całą historię. Jakoś ta część nie pasuje do reszty. Nie uzupełnia jej - przez swój dystans czasowy do tych wydarzeń, a jedynie nadaje sztuczności. A szkoda, bo mam wrażenie że w książce wyglądało to nieco inaczej (lepiej).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz