poniedziałek, 26 października 2015

Życie.po.życiu (After.Life) - Agnieszka Wójtowicz-Vosloo


Życie.po.Życiu (2009) 

gatunek: Dramat/Thriller
produkcja: USA
premiera: 7 listopada 2009 (świat)
reżyseria: Agnieszka Wójtowicz-Vosloo
scenariusz: Agnieszka Wójtowicz-Vosloo, Paul Vosloo, Jakub Korolczuk
muzyka: Paul Haslinger
zdjęcia: Anastas N. Michos

Film dziwny, mroczny, tajemniczy...
Nie do końca potrafię w nim zdefiniować podstawowe rzeczy... i może właśnie dlatego uważam za ciekawy.
Anna  (Christina Ricci) umiera i trafia do zakładu pogrzebowego gdzie rozmawia sobie jakby nic się nie stało z jego właścicielem Elliotem Deaconem (Liam Neeson).
Ale czy na pewno?
Czy na pewno Anna nie żyje? Czy nie jest przetrzymywana tam siłą? Czy można ją uratować? I kim do cholery własciwie jest ten Elliot?
Film mimo dość niemrawej akcji - do końca trzyma w napięciu - żyje, czy nie, uda jej się, czy nie?
Nie odpowiem Wam na to pytanie - zapraszam do oglądania filmu.

Najbardziej ujęło mnie w tym filmie absurdalne podejście do tej "nierealnej rzeczywistości".
Anna niby zbuntowana i nie wierząca we własną śmierć - jakoś nie wyrywa się, nie morduje, nie robi wszystkiego by się uwolnić...
Elliot - jest masakrycznie poważny, nie wykonuje żadnych pośpiesznych ruchów, nie podejmuje żadnych środków aby Anna mu nie uciekła... i do tego mówi: "WY ludzie..."
Klimat jest więc niesamowity, choć akcja koszmarnie powolna.

Natomiast za tym wszystkim jest jedno ważne pytanie: czy bardziej boimy się śmierci, czy ŻYCIA?
Anna jest zamknięta, małomówna, raczej domyślamy się jak żyła, niż sama nam opowiada, ale to daje nam więcej czasu na refleksję o nas.
Elliot zapytany o śmierć mówi, że: "umieramy po to by życie było takie ważne"
Czy na prawdę żyjemy? Czy potrafimy docenić fakt że nasza witalność kiedyś się skończy? Czy gdybyśmy mieli umrzeć dziś - to czy mielibyśmy żal? Czy nie chcielibyśmy umierać? A może było by to upragnione wytchnienie?
Mnie ten film zostawił właśnie z takimi pytaniami, a Was? Czekam na Wasze opinie w tej sprawie.

Na koniec jeszcze jedna uwaga - Christina (znana np. z rodziny Adamsów), przez większość filmu biega na boso ubrana jedynie w krwistoczerwoną haleczkę, a żeby tego było mało - pozostałą cześć filmu biega nago!
Po co?
Nagość w filmie, to temat na zupełnie inną opowieść, ale tu mnie na prawdę zaskoczyła.
Próbowałem sobie dorabiać głębsze teorie o tym jak to ta nagość uświadamia nam naszą bezsilność, nasz brak alternatyw, pogodzenie się z rzeczywistością, ze śmiercią...
ale sam siebie nie bardzo mogę przekonać. Wszystkie te sceny zagrane w nieco bogatszej garderobie - byłyby równie wymowne.
Jako mężczyzna - nie widzę oczywiście nic złego w oglądaniu pięknego, delikatnego kobiecego ciała (zwłaszcza bez dodatków silikonu i botoksu) i mam nadzieję, że piękniejsza część widzów również nie ma nic przeciwko, ale samo uzasadnienie tej nagości - hmmm, nie rozumiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz